MIKROTOTALITARYZM | Dlaczego warto być w związku zawodowym.

Opowieść kuratora, który dzieli się tym, co go spotkało po zaangażowaniu się w działalność związkową, ale także tekst o tym, dlaczego mimo wszystko było warto. Przedstawiona przez autora charakterystyka „wodza”, który wprowadza w zakładzie pracy tytułowy „mikrototalitaryzm” zapewne będzie ułatwiała rozpoznawanie negatywnych zjawisk w miejscu pracy nie tylko kuratorom czy w ogóle pracownikom sądów, ale wszystkim zatrudnionym.

Podstawowym celem mojego artykułu jest pokazanie na własnym przykładzie, że z faktu bycia członkiem związku zawodowego płyną wymierne korzyści. Jednocześnie chciałbym podzielić się swoimi przemyśleniami dotyczącymi, moim zdaniem, często panującego modelu zarządzania. To specyficzna, być może unikalna na skalę Unii Europejskiej forma kształtowania relacji w miejscu pracy.

PrzechwytywanieDo opisu relacji panujących w moim byłym miejscu pracy oraz wielu innych, o których wiem ze słyszenia, proponuję użyć zbitki wyrazowej składającej się z przedrostka: „mikro” oraz pojęcia: „totalitaryzm”. Ta hybryda to „mikrototalitaryzm”. Zgodnie z internetowym Słownikiem Języka Polskiego „totalitaryzm” to: „system polityczny, oparty na obowiązującej wszystkich ideologii i na absolutnej władzy jednej partii”. Odwołując się do wyżej przytoczonej definicji i uwzględniając mój ogląd panującej rzeczywistości, definiuję mikrototalitaryzm jako: „system polityczny, oparty na obowiązującej wszystkich ideologii i na absolutnej władzy jednego wodza i jego koterii w danym miejscu pracy”. Skala mikro objawia się właśnie owym ograniczeniem do jednego miejsca pracy bądź też do jednej z części składowych danego zakładu pracy. Opisywany system, jakkolwiek może być powielany w wielu miejscach, ma charakter zamknięty. Może być bowiem tak, że w zakładzie pracy znajdującym się 100 metrów dalej panują zupełnie inne relacje. Może też być tak, że obok siebie funkcjonują tylko i jedynie zakłady pracy, w których panuje mikrototalitaryzm. Wtedy upadek mikrototalitaryzmu w jednym z nich nie pociąga za sobą upadku tego systemu w innym. Generalnie jest tak, że w myśl porzekadła ludowego: każdy sobie rzepkę skrobie.

PRAKTYKA
By uczynić mój wywód jasnym, w skrócie przedstawię swoją historię. Jednak już w tym momencie wskażę, że na przebieg wydarzeń składają się dwie negatywne oceny pracy, postępowania dyscyplinarne i zawiadomienia do prokuratury dotyczące popełniania przestępstwa, co w sumie daje pozornie toczące się niezależnie, a równolegle postępowania. Dlaczego pozornie niezależne? Postaram się to wyjaśnić pod koniec opisu przebiegu wypadków.

Od czerwca 2006 r. pracowałem jako kurator ds. dorosłych w Sądzie Rejonowym w Sz.. W listopadzie 2012 r. byłem w grupie osób, które podpisały pismo do kuratora okręgowego, w którym wnosiliśmy o rozważenie zasadności wystąpienia z wnioskiem do prezesa Sądu Okręgowego w Sz. o odwołanie z funkcji kierownika zespołu kuratorskiej służby sądowej. We wstępie wskazywaliśmy: „W naszej ocenie zespół, którego Kierownikiem jest Pani I.O. nie funkcjonuje prawidłowo, a sama Pani kierownik I. nie posiada predyspozycji osobowościowych do pełnienia powierzonej jej funkcji. Swoją ocenę opieramy na kilkuletnich już spostrzeżeniach i doświadczeniach. W początkowym okresie pełnienia funkcji sposób wypełniania obowiązków przez kierownika zespołu I. nie budził poważniejszych zastrzeżeń. Pani Kierownik w sposób właściwy organizowała pracę podległych jej kuratorów i zachowywała z nimi właściwe relacje. Stopniowo jednak sytuacja zaczęła ulegać zmianie, tj. w zachowaniu Pani Kierownik ujawnił się szereg cech, które doprowadziły do dezorganizacji pracy zespołu, zarówno w jego wymiarze formalnym, jak i relacji interpersonalnych. W ostatnim okresie postawa Pani Kierownik uległa radykalizacji, w związku z czym w ocenie członków zespołu konieczna jest stosowna interwencja przełożonych”.

Niestety nie doszło do postulowanej przez nas zmiany kierownika. Nie doczekaliśmy się również pisemnej odpowiedzi na wspomniane pismo. W mojej świadomości zapoczątkowało to raczej okres, który można by nazwać: „czasem wiecznej kontroli” oraz przeświadczenia, że bez zmiany kuratora okręgowego, nie będą możliwe jakiekolwiek zmiany, w tym na stanowiskach kierowników zespołów.

Wobec powyższego podczas zgromadzenia okręgowego w lutym 2014 r. zaproponowałem innego kandydata na kuratora okręgowego niż sprawująca ten urząd i ponownie kandydująca Pani K.Cz. Próba zmiany się nie powiodła. Zaznaczę, że brałem aktywny udział w kampanii wyborczej, to jest agitowałem za kontrkandydatami, gościłem w swoim mieszkaniu kuratorów na spotkaniu organizacyjnym przed wyborami, zabierałem głos na wspomnianym zgromadzeniu.

Jak się okazało, mój pracodawca zadbał o to, bym mógł nabierać dystansu do swej działalności „wywrotowej” w dosłownym tego słowa znaczeniu. Końcem marca 2014 r. otrzymałem pismo, na mocy którego zostałem przeniesiony do innego sądu w G. z początkiem następnego miesiąca – kwietnia. Ustnie zostałem poinformowany, o tym, że takie są wymogi kadrowe. W dniu 31 marca 2014 r., na podstawie art. 34 ust. 5 ustawy o kuratorach sądowych odwołałem się do Ministra Sprawiedliwości od decyzji w przedmiocie przeniesienia mnie do innego sądu. W odwołaniu swoim podnosiłem m.in. fakt, że będzie to kolidowało z podjętymi w 2011 r. studiami III stopnia oraz że nie posiadałem wówczas ani nie używałem samochodu (co ma znaczenie ze względu na fakt, że właściwość terenowa sądu, do którego zostałem przeniesiony, obejmuje także miejscowości oddalone od sądu, w którym obecnie pracuję, nawet o 90 km). Pismem ministerialnym z czerwca 2014 r. uchylono decyzję prezesa sądu okręgowego o przeniesieniu mnie do innego sądu. W podsumowaniu tegoż pisma wskazano: „[…], wnioski, jakie płyną z analizy statystycznej obciążenia kuratorów w zespole, wskazują jednoznacznie na większe obciążenia pracą zespołu, z którego dokonano przesunięcia kadrowego niż zespołu dodatkowo zasilonego etatem. W konsekwencji to nie wskazane przez odwołującego się powody natury osobistej, lecz brak prawnej przesłanki szczególnych potrzeb sądu uzasadniają uchylenie decyzji o przeniesieniu Pana Kuratora”. Oznacza to, że nie z dotychczasowego sądu powinien zostać przeniesiony kurator, tylko z sądu, do którego zostałem skierowany do pracy. Przyznam, że byłem bardzo zdumiony takim obrotem wypadków. Nadto nic mi nie wiadomo o tym, by kurator okręgowy zakwestionował analizę przeprowadzoną w Ministerstwie Sprawiedliwości. W takim razie, jakie były rzeczywiste powody przeniesienia mnie do innego sądu? Być może chęć ukarania mnie? W związku z powyższym, na mocy pisma z czerwca 2014 r. z dniem 1 lipca 2014 r. zostałem przywrócony z powrotem do pracy w moim zespole.

W opisywanym okresie można było zauważyć następujący proces: do naszego zespołu przychodziły nowe osoby, natomiast część „starych” członków, tych buntowników, była przenoszona w inne miejsca (w trybie – z dnia na dzień, tzn. odbierano im akta bez wcześniejszego powiadomienia o tym, a od następnego dnia miały wykonywać funkcję w innym zespole). Nadto dokonano podziału zespołu. Kurator okręgowy, na zebraniu zespołu powiadomiła nas, że kierownikiem nowo powstałego zespołu będzie Pani E.L. Proszę sobie wyobrazić, że niedługo później, podczas jednego z zebrań nowo mianowana kierownik Pani E.L., poinformowała, że kurator okręgowy przekazał, że jeżeli ktoś nie chce pełnić funkcji kuratora, to nie musi się obawiać o swoich podopiecznych, bo jest wielu kandydatów do tego zawodu – dla pewności dopytałem czy właśnie to kazał przekazać kurator okręgowy. Otrzymałem potwierdzenie. I w ten oto sposób doczekaliśmy się swojej wersji „Jeżeli ci się nie podoba, to stu innych czeka za bramą na twoje miejsce”, tylko podanej w formie ironiczno-cynicznej. Dotarło do mnie, że jest naprawdę źle.

Logiczną konsekwencją było to, że powołaliśmy organizację związkową przy Sądzie Okręgowym w Sz.. Miało to miejsce w lutym 2015 r.. Zostałem przewodniczącym. W dniu 4 marca 2015 r. powiadomiłem prezesa sądu okręgowego oraz prezesów sądów rejonowych znajdujących się w tym okręgu sądowym o powstaniu wspomnianej struktury. W związku z rozpoczęciem działalności związkowej udzieliłem wywiadu pismu Solidarności „Jedność”. Wypowiedziałem się krytycznie o panujących u nas relacjach.

Wśród kuratorów, w rozmowach coraz częściej dało się słyszeć, że koniecznym jest napisanie informacji w formie anonimu do Ministerstwa Sprawiedliwościowi, w którym zostanie przedstawiona sytuacja. Ostatecznie doszło do tego. W związku z tym (nie pamiętam daty) z udziałem prezesa sądu okręgowego i prezesa sądu rejonowego zorganizowano spotkanie w jednej z sal rozpraw, podczas którego zgromadzono kuratorów z jednego z sądów rejonowych. Zachęcano nas do swobodnego wypowiadania się na temat sytuacji w pracy. Jak myślę, ze strachu, na forum nikt nie odważył się krytycznie odnieść do zaistniałej sytuacji. Padały jedynie pojedyncze głosy poparcia dla kuratora okręgowego. Prezes sądu okręgowego zaproponowała, by można było wypowiadać się pojedynczo lub w mniejszych grupach. Skorzystałem z tego i w mniejszej grupie zabierałem głos, mówiąc, co myślę na temat panujących u nas relacji.
Prezes sądu okręgowego podczas opisywanego powyżej spotkania odniosła się do udzielonego przez mnie wywiadu. Zarzuciła mi, że rozpowszechniam nieprawdę, twierdząc, że kuratorów spotykają represje za przynależność do związku w postaci przenosin do innych zespołów. Oświadczyła, że decyzja została podjęta znacznie wcześniej (przed założeniem związku). Zapytałem wtedy, dlaczego wobec tego koleżanki zostały przeniesione w trybie „z dnia na dzień”, tym samym nie mając czasu na to, by się do tego przygotować. Nie otrzymałem odpowiedzi. Pani prezes odwróciła głowę, a spotkanie się skończyło.

W opisywanym okresie byłem wielokrotnie kontrolowany. Charakterystyczne jest to, że zwykle akta do kontroli miałem przekazać w bardzo krótkim czasie, np. we wrześniu 2015 r. kierownik zespołu ustnie zażądała ode mnie natychmiastowego wydania akt tzw. dozorów osobistych, to jest tych, w których osobiście sprawuję dozór. Po kilku godzinach zostałem powiadomiony, że istniało przypuszczenie, iż nie sporządzam na bieżąco wymaganej dokumentacji (kart czynności). Kierownik przyznała, że dokumentację ową sporządzam, ale jednocześnie wskazała, że uważa, że błędnie prowadzę sprawy i w związku z tym zostanę skontrolowany przez zastępcę kuratora okręgowego. Ostatecznie w wyniku tej kontroli otrzymałem w listopadzie 2015 r. negatywną ocenę pracy. Kolejną zaś w styczniu 2017 r. Podczas wręczania mi drugiej oceny negatywnej kurator okręgowy powiadomił mnie ustnie, że w takiej sytuacji istnieje podstawa do rozwiązania stosunku pracy i jest to w gestii prezesa sądu okręgowego. Zbiegło się to w czasie z tym, że kuratorzy zaczęli wypisywać się ze związku zawodowego.

Określę to tak: panowała atmosfera zastraszania i tym właśnie tłumaczę to, że opuszczali związek, co szczególnie nasiliło się w styczniu 2017 r. Wiem, że moi współpracownicy byli wypytywani przez kierownika zespołu czy są członkami „Solidarności”. Poza tym kierownik zespołu miała tłumaczyć swym rozmówcom, że w rzeczywistości związek jest dla mnie tylko i wyłącznie wygodnym sposobem na to, by nie pracować i chronić siebie przed zwolnieniem z pracy. Ostatecznie liczba członków związku spadła poniżej 10 osób. W pomoc naszej strukturze związkowej angażował się przewodniczący zarządu regionu „Solidarność” Pan M.J.. Ostatecznie stanęło na tym, że po tym, jak nawiązała z nami kontakt Pani E.O. – Przewodnicząca MOZ NSZZ „Solidarność” Pracowników Sądownictwa przyłączyliśmy się do tej struktury, uznając, że ze względu na swój profil jest to najwłaściwsza organizacja międzyzakładowa. Dzięki temu było możliwe ponowne rozpoczęcie działalności. Wymierna korzyść płynąca dla mnie z takiego posunięcia polegała na tym, że zostałem objęty ochroną związkową, a tym samym nie mogłem zostać zwolniony z pracy. Jest jeszcze coś, o czym nigdy nie powiedziałem Przewodniczącej MOZ NSZZ, a uważam, że wymaga zaznaczenia. Niesamowicie mi imponowało, że potrafi zarówno rozmawiać, jak i protestować, niezależnie od opcji politycznej, która aktualnie jest u władzy, dając tym samym wyraz temu, że celem nadrzędnym dla niej jest walka o prawa pracownicze.

Wspomnę również, że w styczniu 2017 r. dowiedziałem się o toczącym się postępowaniu w Prokuraturze Rejonowej w Sz., a następnie, kilka miesięcy później, przypadkiem, o kolejnym zawiadomieniu do prokuratury (postępowania połączono). W związku z tym byłem wielokrotnie wzywany na komisariat policji, gdzie sprawa po sprawie (oceniam, że ok. 60–70 akt kuratorskich) musiałem przed prowadzącymi policjantami tłumaczyć się (szczęśliwie w roli świadka – żadnych zarzutów mi nie przedstawiono) z formułowanych przez rzecznika dyscyplinarnego kuratorów w zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa zarzutów.

Ponadto w styczniu 2017 r. odebrano mi wszystkie sprawy dozorowe – co miało moim zdaniem dać do zrozumienia, że nie nadaję się do tej pracy (przykładem podobnej akcji było zabronienie mi przez kierownika udziału w Tygodniu Pomocy Ofiarom Przestępstw w 2016 r.). Wprost tę samą myśl wyraził rzecznik dyscyplinarny na posiedzeniu Sądu Dyscyplinarnego II Instancji, twierdząc, że nie mam predyspozycji do tego, by być kuratorem.

Dla porządku wskażę również, że prowadzono przeciwko mnie dwa postępowania dyscyplinarne – informację o pierwszym otrzymałem pod koniec grudnia 2015 r., o drugim dowiedziałem się w styczniu 2017 r., kiedy to zostałem wezwany do rzecznika dyscyplinarnego celem złożenia wyjaśnień. Zostałem oskarżony między innymi o to, że napisałem sprawozdanie z wywiadu środowiskowego, którego de facto nie przeprowadziłem. Sprawę miała wykryć kurator Pani U. Sz. Do tej pory pozostaje dla mnie zagadką, w jaki sposób zebrała te dowody. Korzystając z okazji, zapytałem rzecznika dyscyplinarnego o zgodność zachowania U. Sz. z Kodeksem Etyki Kuratorskiej. Wskazałem, że zgodne z Kodeksem (art. 14) winna ona mi osobiście przedstawić uwagi dotyczące mojej pracy. Rzecznik wymijająco stwierdziła, że ona nie wie, jak powinno być i na tym rozmowa się zakończyła. Dodam, że postępowania dyscyplinarne wydają się nie mieć końca. Ku memu zdumieniu otrzymałem wezwanie na początek października 2018 r., to jest po rozwiązaniu stosunku pracy.

Sąd Dyscyplinarny I Instancji w grudniu 2017 r. wydalił mnie ze służby kuratorskiej. Odwołałem się. Sąd Dyscyplinarny II Instancji orzeczeniem z czerwca 2018 r. uchylił zaskarżone orzeczenie w całości, w uzasadnieniu zaś wskazał pod adresem kuratorów zasiadających w Sądzie Dyscyplinarnym m.in.: „[…] Sąd ten powinien wziąć pod uwagę również pozostałe sugestie przedstawione przez obrońcę obwinionego w skardze odwoławczej. Dotyczy to zwłaszcza zakresu postępowania dowodowego z ewentualnym wzięciem pod uwagę zarówno wniosków dowodowych przedstawionych w skardze odwoławczej, jak również bardziej wnikliwego pochylenia się nad kwestią ewentualnego stopnia winy obwinionego przy dokonywaniu stwierdzenia, jak wskazał Sąd I Instancji, naruszenia obowiązków służbowych kuratora”. Przyznam, że kamień spadł mi z serca. Ostatnie pismo, jakie do mnie przyszło, pochodzi z lipca 2018 r. i nadane jest przez rzecznika dyscyplinarnego I.M. Jest to postanowienie dotyczące umorzenia postępowania wyjaśniającego w mojej sprawie. Pozwolę sobie zacytować obszerny fragment: „Prezes Sądu Okręgowego w Sz. […] w piśmie z grudnia 2015r. […] kierowanym do Rzecznika Dyscyplinarnego w sprawie kuratorów zawodowych wniosła o przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego wobec Pana A.C. starszego kuratora zawodowego w Sądzie Rejonowym w Sz.[…]. W grudniu 2015 r. Rzecznik wydał postanowienie o wszczęciu postępowania wyjaśniającego wobec kuratora Pana A.C.. W kolejności Rzecznik gromadził materiały w sprawie. Rzecznik przeanalizował ponad 50 spraw prowadzonych przez kuratora. Z uwagi na podejrzenie popełnienia przez kuratora przestępstwa z art. 231 kk Rzecznik zawiadomił Prokuraturę. W międzyczasie Rzecznik prowadził drugie postępowanie wyjaśniające wobec kuratora […] W międzyczasie Prokuratura wydała postanowienie o umorzeniu śledztwa […]. Rzecznik złożył zażalenie na przedmiotowe postanowienie. Posiedzenie Sądu Rejonowego w Sz. […] w sprawie zażalenia […] odbyło się w lipcu 2018 r. Sąd tego dnia oddalił zażalenie Rzecznika, utrzymał w mocy postanowienie Prokuratury”.

Dochodzimy tu do odpowiedzi na pytanie postawione na początku opisu wydarzeń: dlaczego uważam, że choć pozornie niezależne, to postępowania dyscyplinarne i prowadzone przez prokuraturę były ze sobą splecione. Otóż uważam, że postępowanie przed prokuraturą w założeniach kuratora okręgowego, przeciw któremu wystąpiłem, miało pełnić funkcję służebną. Prokuratura oraz policja, związane zawiadomieniem, musiały je prowadzić.

Trzeba wiedzieć, że zgodnie z art. 68 ust. 1 ustawy o kuratorach nie przeprowadza się postępowania wyjaśniającego po upływie miesiąca od dnia uzyskania pisemnego zawiadomienia o popełnieniu czynu uzasadniającego odpowiedzialność dyscyplinarną ani po upływie roku od dnia popełnienia tego czynu – następuje tym samym przedawnienie. Jednak zgodnie z ust. 3, jeżeli czyn zawiera znamiona przestępstwa, przedawnienie dyscyplinarne nie następuje wcześniej niż przedawnienie karne. Można wysnuć hipotezę, iż intencją Rzecznika było stworzenie przeświadczenia, że doszło do popełnienia przestępstwa, a tym samym nie może być mowy o przedawnieniu, co dawało możliwości do w zasadzie bezterminowego „grillowania”- wystarczyło bowiem w trakcie prowadzonego przez prokuraturę postępowania dosyłać materiał. Prokuratora oraz policja nie miały wyjścia. Ostatecznie, zawiadomienie wyszło z sądu. Czegoś takiego nie można zlekceważyć. Mogę tylko przypuszczać, że prowadzący postępowanie domyślali się rzeczywistych intencji. Wypada mi tylko podziękować za ich bezstronność.
Nie mam zamiaru grać roli człowieka o stalowych nerwach. Przyznam, że wszystko to odchorowałem. Psychiatrycznie. Dało mi to jednak sposobność do przewartościowania życia i do przemyślenia całej tej sytuacji – efekt poniżej.

TEORIA
Dlaczego do opisu zaistniałych wydarzeń nie posłużyłem się instytucją mobbingu? Ramy teoretyczne tego zjawiska również pomieściłyby omawiane zdarzenia. Mam jednak wrażenie, że mikrototalitaryzm jest czymś pierwotniejszym, bliższym przyczyny, mobbing zaś to skutek z niego zrodzony. Mikrototalitaryzm jawi mi się jako kolejna odsłona tego, co tak dobrze znamy i o czym zdarza nam się myśleć jako o czasie minionym. Feudalizm, pańszczyzna, okrucieństwo początków industrializacji, nazizm, komunizm, stalinizm. Wiem, mocne słowa. Zdaję sobie z tego sprawę, ale proszę się zastanowić, czy przebywanie kilka godzin dziennie w piekle, które gotują nam niektórzy przełożeni, za co płaci się własnym zdrowiem, nie ma związku z totalitaryzmem?

Wyliczę cechy wodza, który jest odpowiedzialny za środowisko pracy, w którym panuje mikrototalitaryzm, a zarazem nakreślę obraz takiego środowiska. Tak jak wspominałem, opieram się również na relacjach z innych miejsc. Opis wydarzeń, który zaprezentowałem powyżej to świadectwo tego, że jestem kimś, kto osobiście praktykował sztukę przetrwania w systemie mikrototalitarnym, a tym samym ma legitymację do tego, by o nim pisać.

Oto zestawienie:

  • Najważniejsza jest osoba przełożonego, zwanego dalej wodzem, który najczęściej od wielu już lat sprawuje tę funkcję. Potrzeba bowiem czasu na zbudowanie nieformalnej struktury, która stanowi oparcie dla jego rządów. Chyba że się przychodzi na gotowe, gdzie grunt przygotował poprzedni wódz.
  • Uformowaniu się osobowości wodza sprzyja brak prawnych ograniczeń w długości piastowania funkcji.
  • Wódz jest mściwy, choć sam będzie to tłumaczył tym, że jest konsekwentny i logiczny w wyciąganiu wniosków. Do tego jest podejrzliwy. Przede wszystkim podejrzewa, że ktoś chce go zastąpić na stanowisku. To typ manipulatora, promującego donosicielstwo, wiernopoddańczość, a do tego kreującego się na kogoś otwartego i światłego.
  • Wódz kocha kontrolować, a nienawidzi, gdy on jest kontrolowany. Wynika to z tego, że kocha przyłapywać innych, a nienawidzi być przyłapany. To buduje jego moc. Wódz sobie życzy, by podwładni mieli następujące urojenie: wódz jest nieomylny, a jednocześnie zna wszystkie nasze błędy.
  • Doskonałym miernikiem skali mikrototalitaryzmu panującego w danym zakładzie pracy jest tempo, w jakim pracownik do tej pory uważany za normalnego i przestrzegającego zasad współżycia, pod wypływem awansu na stanowisko kierownicze zmienia się w otwarcie to deklarującego człowieka wodza. Dla ścisłości on był człowiekiem wodza i przed awansem, inaczej nie byłby awansowany. Mogło to jednak nie mieć większego znaczenia w relacjach pomiędzy szeregowymi pracownikami. Ewentualnie należało uważać przy nim, co się mówi. Natomiast po awansie jego objawiana gorliwość w okazywaniu tego, jak wiernym jest wodzowi, wzrasta w tempie wykładniczym. O ile początkowo może to budzić śmiech, to z czasem tylko przerażenie.
  • Innym wyznacznikiem mikrototalitaryzmu jest pustka na korytarzach. Wynika to ze specyficznego zachowania pracowników, którzy chyłkiem przemykają z pokoju do pokoju. Nie ma swobodnych rozmów. Z jednej strony pracownicy ufają sobie wzajemnie coraz mniej, a z drugiej boją się, że zostaną przyłapani na rozmowie przez wodza lub jego ludzi. Omija się nie tylko wichrzycieli, ale również i innych. Rozmawia się cichcem po pokojach w bardzo ograniczonych gronach (max. 3-4 osoby). Wodzowi bardzo odpowiada taki stan, dąży do niego. Pracownicy, którzy ze sobą w naturalny sposób wymieniają idee, mogą łatwo zacząć spiskować. Jest jeszcze coś, gdy pracownicy rozmawiają ze sobą nieoficjalnie, całkiem przypadkiem mogą wykryć, że są manipulowani i konfliktowani ze sobą bez wyraźnego powodu, ot tak, jakby dla sportu.
  • Wódz korzysta w pełni z dziedzictwa swych poprzedników, tak więc zasada „dziel i rządź” jest nadal w użyciu.
  • Typowa struktura społeczna w miejscu, w którym panuje od jakiegoś czasu mikrototalitaryzm, jest następująca: na szczycie wódz, potem jego ludzie, następnie szeregowi pracownicy, którzy są potrzebni, ponieważ ktoś musi pracować, a na końcu wichrzyciele. Ruchy kadrowe głównie zauważane są w obrębie szarej masy, czyli tych, którzy siedzą cicho. To z tej grupy może wyłonić człowiek wodza lub wichrzyciela. Wielu nosi w sobie potencjał na bycie jednym lub drugim. O tym, kim się pracownik stanie może zdecydować splot przypadków. Na przykład wódz akurat odczuwa przemożną chęć upodlenia kogoś. Kogokolwiek. Można też to określić koniecznością pokazania szarej masie, kto tu rządzi. Takie zabiegi są konieczne co jakiś czas. Tak więc, gdy akurat wódz poczuje pęd do upadlania podczas kontroli X-a, ten ma dwie możliwości: paść pokornie na kolana i prosić o łaskę, lub być hardym i twardo obstawać przy swych prawach. Jasne jest, że w drugim przypadku X prędko zostaje zakwalifikowany do grupy wichrzycieli i dopiero wtedy następuje solidny atak. Repertuar jest następujący: brak nagród, awansów, liczne kontrole, przenosiny, izolowanie, dawanie do zrozumienia, że dana osoba nie nadaje się do tej pracy, itd. Zasadniczo mamy do czynienia z czymś, co jest znane od tysięcy lat: na szczycie wódz, niczym egipski faraon, który jest i bogiem i pierwszym kapłanem swego kultu, poniżej jego siepacze, a na dole ci, którzy pracują na tych, którzy są powyżej. Powiadam, niewiele się zmieniło. Przepraszam, zagalopowałem się … jest różnica, siepacz nie może zabić bezkarnie szeregowego pracownika. Jednak dokonaliśmy postępu.
  • Opisana konstrukcja sporo waży i znacznie obciąża tych, którzy stoją najniżej. W związku z tym bywa, że szeregowi pracownicy mają za złe wichrzycielom akt buntu. Chcą wierzyć, że jakoś się ułoży. Że jakoś ustoją, byleby buntownicy nie trzęśli konstrukcją. Szeregowy pracownik dopuszcza myśl, że może należy poświęcić wichrzyciela, spisać go na straty. Żal mu go, ale podchodzi do sytuacji jak do dopustu bożego. Nie przyjmuje do wiadomości, że może być inaczej.
  • Wódz kocha się w koneksjach, a jeszcze bardziej w obnoszeniu się z nimi. Dla dobrego kontaktu, zwłaszcza z postawionymi wyżej niż on, jest gotów się płaszczyć i zmuszać do tego samego swych ludzi.
  • Wódz tworzy swój „dwór”, to jest grono wiernych współpracowników. Każdy z nich, to wspomniany człowiek wodza. Każdy w pracy wie, kto jest zaliczany do tego grona. Wiedza na ten temat może być pomocna, niewiedzę zaś na ten temat można przypłacić ciężkimi konsekwencjami. Rolą ludzi wodza jest nie tylko wykonywać rozkazy płynące z góry, nie tylko pilnować, by ci, którzy znajdują się u dołu, nie szemrali, ale również są od tego, by legitymizować i formalizować poczynania wodza. Wódz bardzo niechętnie podpisuje się pod jakimikolwiek pismami. Nie chce ubrudzić sobie rąk. To rola jego dworu. W przypadku wpadki, gdy załamie się system, on rzeczowo i przytomnie zapyta: no dobrze, ale gdzie są dowody?
  • Obalony wódz będzie dzięki temu mógł spokojnie przejść na emeryturę, bądź szukać innej pracy, a nie będzie kłopotany jakimiś postępowaniami wyjaśniającymi. Idealny wódz w systemie mikrototalitarnym jest ponad prawem, albowiem sprytnie się jemu wymyka. System prawny jest w tej sytuacji wobec niego bezsilny. Idealny wódz może mówić, że posługuje się systemem w swym własnym interesie.
  • W systemie totalitarnym wódz do woli i bez kontroli stanowi prawo, natomiast w systemie mikrototalitarnym wódz sprytnie się nim posługuje. Z tego względu idealny wódz przetrwa każdą zawieruchę i nie jest mu straszna jakakolwiek zmiana. On się odnajdzie w każdych warunkach.
  • Wódz nie lubi drogi pisemnej, ponieważ gdy jest pismo, jest dowód. Gdy nie ma pisma, wódz do woli może zaprzeczać wszelkim ustaleniom, które były dokonywane ustnie. W tym sensie to on kreuje obowiązującą wszystkich rzeczywistość. Współcześnie sprawę komplikuje fakt, że pracownicy posiadają dyktafony. Idealny wódz jest jednak spokojny. Zbudował taki terror w swym mikrototalitaryzmie, że pracownikom drżą dłonie na samą myśl, że mieliby włączyć dyktafon. Nadto na dobrą sprawę pracownik chcący cokolwiek utrwalić musiałby nagrywać cały czas, albowiem nigdy nie wiadomo kiedy padnie zdanie, które mogłoby stanowić dowód w sprawie.
    A poza tym idealny wódz to jedynie ucho. On nie mówi, zatem nie da się go nagrać. Ostatecznie wódz może wszystkiemu zaprzeczyć i będzie słowo przeciw słowu. No i komu uwierzą?
  • Wódz dąży do tego, by jego jedyną pracą było słuchanie pielgrzymujących do niego podwładnych. W sytuacji idealnej jest jedynie uchem, które nawet nie mówi. To podwładni mają sami się domyślać jego woli, a następnie wykonać konieczne prace, które mają konserwować istniejący układ. Pomocne dla człowieka wodza jest obserwowanie twarzy wodza. Jego mimika wiele mówi. Odpowiednio wytresowany i inteligentny człowiek wodza jest w stanie wyczytać z jego twarzy informacje o wysokim poziomie skomplikowania. On w ten sposób komunikuje nie tylko emocje, ale co zaskakujące również fakty. To istny cud. Dowód geniuszu wodza.
  • Ze względu na opisane powyżej zdolności wodza, człowiek idealnego wodza, nawet jeśli planuje bunt, też niczego nie zarejestruje. Nawet gdyby dysponował zapisem video, jest to bezużyteczne. Wódz stworzył bowiem swój własny język, w którym wytresował swych ludzi. Dla ludzi z zewnątrz będą to nic nieznaczące grymasy, spojrzenia, w najlepszym wypadku półsłówka lub stwierdzenia, które mogą się wydawać nieistotne. Dopiero, gdyby zaczęli „sypać” wszyscy, mogłoby coś z tego być. Jednak nigdy tak nie jest, musiałby to być bunt zbiorowy. Ostatecznie wódz może wszystkiemu zaprzeczyć i będzie słowo przeciw słowu. No i komu uwierzą?
  • Wódz jest spokojny o to, że nigdy nie zaczną „sypać” wszyscy naraz, ponieważ zatrudnił wiele osób po znajomości. Bywa nawet, że są to członkowie rodziny jego lub jego ludzi. Więzy krwi to potęga. Pierwotny, plemienny element wysłany w postnowoczesność. Ludzie związani takimi więzami mogą się między sobą nie lubić, mogą się nawet nienawidzić, niczym przysłowiowa synowa z teściową, ale na zewnątrz stanowią monolit. Im dłużej trwający, tym solidniejszy.
  • Wódz w sytuacji kryzysowej, na przykład, gdy ma się wytłumaczyć ze swego autorytarnego stylu zarządzania, może liczyć na swój dwór, który po prostu zaprzeczy, że cokolwiek takiego miało miejsce. Dobrym sposobem na taką akcję jest spontaniczny, oddolny list poparcia, w którym ludzie szefa wypisują peany na jego cześć. Wódz oczywiście udaje, że nie ma pojęcia, że coś takiego powstaje i jest zaskoczony. Oczywiście okaże swoje wzruszenie i oświadczy, że przywraca mu to wiarę w drugiego człowieka. Inna forma listu poparcia jest wtedy, gdy ludzie szefa piszą przeciw wichrzycielom. Sporządzają wtedy odpowiednie pismo, w którym opisują wszelkie bezeceństwa, których dopuścili się wichrzyciele. Namawiają szeregowych pracowników do podpisania. Jest to dobry test lojalności. Szeregowy pracownik nie wie, co zrobić. Jest w kropce. Podpisze, to uczyni niegodziwość, a wcale nie ma na to ochoty. Nie podpisze, to podpadnie. Z tej bezsilności bywa, że szeregowy pracownik miewa pretensje do wichrzycieli, a nie do wodza, który doprowadza do takiej sytuacji.
  • Wódz lubi piec dwie pieczenie na jednym ogniu. Tak jak powyżej opisano, na przykład skierować ostrze przeciw wichrzycielom, ale również upodlić szeregowego pracownika. Objawia się to również w inny sposób. Wódz lubi wykorzystywać oficjalne okazje do poprawy wizerunku. Przykładem może być większe zebranie, na którym mają być omówione kwestie związane z pracą, a które niepostrzeżenie przeradza się w festyn reklamowy. Może to też polegać na tym, że pozbywa się jednego z pracowników, wysyłając go w inne miejsce, coś, co można określić mianem zsyłki, twierdząc, że takie są wymagania kadrowe. W rzeczywistości wódz pokazuje w ten sposób, że to on rządzi.
  • Wódz nagradza swe sługi. Jest w tym łaskawy i szczodry. Sprzyja temu niejasny system nagradzania. Najlepiej, by nie było regulaminu w formie pisemnej, tak by nie były jasno określone kryteria nagradzania.
  • Bywa, że wódz dla przykładu wybaczy temu, kto pobłądził, okazując chwilowe nieposłuszeństwo. Ale uwaga, osoba ta koniecznie będzie musiała okazać wodzowi wdzięczność.
  • Jako że to jest mikrototalitaryzm, a nie totalitaryzm, nie obowiązuje zasada, że kto nie jest z nami, jest przeciw nam. Tu jest miejsce dla nawet całkiem sporej grupy pracowników, którzy siedzą cicho i nie wdają się w jakiekolwiek dyskusje. To szara masa. Chyba że trzeba się gdzieś podpisać, o czym była mowa powyżej. To rodzi dysonans, może rodzić bunt, wobec tego nie można zbyt często posługiwać się tym zabiegiem.
  • Szeregowi pracownicy zwykle mają świadomość, jaka jest sytuacja. Jednak wódz jest spokojny. Doskonale wie o tym, że mają oni dzieci na utrzymaniu, kredyty hipoteczne do spłacenia i najzwyczajniej w świecie się boją. Wychodzą z założenia, że jakoś wytrzymają te kilka godzin w pracy, a w domu odpoczną. Znakomicie, gdy ktoś ma zdolność dystansowania się, odcięcia. Myślę jednak, że rzadko tak bywa. Lęk to nie jest coś, co gwałtownie włącza się o 7-ej rano i gaśnie po 15-tej z momentem wyjścia z pracy. Raczej wchodzi do krwiobiegu i już go nie opuszcza.
  • Wódz oczekuje lojalności, nawet od tych, których krzywdził. Wódz jest mocno zdziwiony, gdy osoba, której wyrządził krzywdę, występuje przeciw niemu. Zachowuje się tak, jakby nie rozumiał, iż można mieć odrębne zdanie. I tu nie wiem, czy on udaje, że nie rozumie tego, że można mieć odrębne zdanie, czy też tak mocno uwierzył w to, że pospolity pracownik nie jest do tego zdolny i nie ma do tego prawa, iż tym bardziej usprawiedliwia wdeptywanie tego biedaka w ziemię. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że zwłaszcza wodzowie dzierżący władzę od wielu lat tak uwierzyli w swoją boskość, a co za tym idzie nieomylność, że nie są w stanie pojąć, iż szeregowi pracownicy mają własne zdanie, chcą się emancypować, walczyć o swoje prawa, mówią o szacunku i godności.
  • Wódz nie dopuszcza nawet myśli o tym, by mogły powstać u niego związki zawodowe. Boi się ich jak diabeł święconej wody. Zrobi wszystko, by do tego nie doszło, a gdy już powstaną, będzie wywierał wpływ na ludzi, by się do nich nie zapisywali. Będzie naciskał na tych, którzy są podejrzewani o członkostwo. Całe szczęście można ukryć fakt przynależności do związków, jednak gdy liczba członków jest niewielka, łatwo zacząć polowanie. Ludzie wodza będą sugerować, że wódz wie wszystko, w tym również to, kto jest w związku. Wódz walczy ze związkami tylko z tego tytułu, że one są. One są jego wrogiem jeszcze zanim zdążą przeciw niemu wystąpić. Wódz działa podłóg reguły: najlepszą obroną jest atak.
  • Dla wodza najgorszym koszmarem jest myśl o upadku. To paliwo dla jego krwiożerczych zapędów. Motor działania przeciw wichrzycielom, czyli tym, którzy wystąpili przeciw niemu. A tacy prędzej czy później muszą się pojawić.
  • Ludzie wodza, gdy system upada, wyrażają zdumienie. Wierzyli, że to będzie trwało wiecznie. Zdają sobie wtedy sprawę z tego, że to oni wydawali polecenia, rugali, pomiatali, okazywali wyższość, stosowali przemoc, donosili, manipulowali. Wszystko to robili na oczach i wobec zwykłych pracowników. Do tego są wśród nich osoby o niskim poziomie inteligencji i leniwe. Bez protekcji wodza nie poradzą sobie. Możliwy scenariusz zachowania to twierdzenie, że się nie wiedziało, nie miało świadomości, było się zmuszanym. Niektórzy już zawczasu próbują grać na dwa fronty. Daje to groteskowy efekt. Osoby takie prezentują się komicznie, by nie powiedzieć żałośnie. Emanuje od nich strach.
  • Upadek wodza, tak jak upadek systemów politycznych następuje niespodziewanie. Po fakcie wszyscy będą mówili, że spodziewali się tego i tak musiało się stać. To nieprawda. Omal wszyscy przeoczą ów moment przed upadkiem. Przypuszczam, że tylko wódz to wyczuje. Będzie miał przebłysk, że wraca do świata zwykłych śmiertelników, ale będzie grał do końca.

Na koniec odpowiedz na pytanie, dlaczego mikrototalitaryzm, mimo że tak silny jednak upada. Zło niszczy nie tylko to, co dobre, ale wszystko, w tym również siebie. W swym niepohamowanym apetycie zżera, co tylko się da. Aż pewnego dnia rzuca się do swego gardła. Jest to na swój sposób niezwykłe i właśnie z tego względu upadek następuje niespodziewanie.

DLACZEGO ZWIĄZKI ZAWODOWE SĄ TAK WAŻNE
Z mojej indywidualnej perspektywy, opierając się tylko i wyłącznie na mojej historii, gdyby nie związek zawodowy, nie miałbym statusu osoby chronionej i dawno bym został zwolniony z pracy. Gdyby nie związek zawodowy, sam musiałbym opłacić koszty adwokata. Mój mecenas, P.W. z Poznania okazał się rzeczowym profesjonalistą i doskonale wywiązał ze swego zadania. Ostatecznie, gdyby nie związek zawodowy nie czułbym się częścią większej całości. Każdy z nas ma potrzebę afiliacji, przynależenia do zbiorowości. Skoro czyniono zabiegi, by mnie wypchnąć poza nawias wspólnoty kuratorów, mówiono bowiem, że się nie nadaję, zbawienne było to, że mogłem czuć się częścią związku zawodowego.

Odpowiadając zaś w szerszym zakresie, to jestem przekonany o tym, że obecnie jedynie związki zawodowe są w stanie przeciwstawić się mikrototalitaryzmom w zakładach pracy. Myśląc o polskim systemie prawnym, nie jestem w stanie wskazać jakichkolwiek innych organizacji, które mogłyby zrobić coś z tym tematem. Wręcz uważam, że należy odnotować postępującą bezsilność w tym zakresie. Nasze państwo tak jakby wycofało się z tego terenu. Wyczuwam przyzwolenie na to, by odtwarzać, wydawałoby się dawno minione wzorce panujące w folwarku, to jest brutalną relację pomiędzy panem, ekonomem i chłopem. Czy postęp cywilizacyjny ma być mierzony tylko tym, że nie ma przemocy fizycznej? A co z przemocą psychiczną? A co z presją ekonomiczną wywieraną na człowieka obarczonego ogromnym kredytem hipotecznym, którego od bezdomności dzieli kilka niezapłaconych rat. Pół biedy, jeżeli jest sam. Natomiast jeżeli ma dzieci na utrzymaniu, to byłoby czymś głęboko niemoralnym oczekiwać od niego buntu. Tu jest rola silnych, licznych związków zawodowych. Przynależność do nich winna być traktowana jako rodzaj ubezpieczenia, a nie objaw buntu, niepotrzebnego robienia zamętu.

UWAGA KOŃCOWA
Jeżeli opisywane osoby, zwłaszcza Kurator Okręgowa K. Cz., uważają, że nie są prawdziwymi moje słowa, to bardzo proszę i tym razem spróbować posłużyć się instytucjami państwowymi, proszę spróbować dalej działać pod pozorem dobra publicznego, śmiało i bezwstydnie wykorzystywać aparat państwowy dla własnych celów – bo tak ostatecznie interpretuję zachowanie tej Pani. A może w tym wypadku konieczne byłoby pójście drogą cywilną? Lojalnie przestrzegam, to wiąże się z koniecznością własnego zaangażowania, również finansowego.

Mimo powyższych gorzkich i nierzadko uszczypliwych słów życzę pomyślności i zdrowia, wolę raczej pamiętać czas, gdy relacje pomiędzy kuratorami w okręgu Sz. wyglądały inaczej. Myślę, że ten czas jest do powtórzenia. Konieczne jest jednak oczyszczenie. Uważam, że dałem dobry przykład: odszedłem, ponieważ widziałem, że nie będę w stanie być skoncentrowany tylko i wyłącznie na ustawowych zadaniach. W pierwszym rzędzie wciąż tkwiłbym w roli wojownika, gotowego do walki z każdym, kto postępuje wbrew rocie ślubowania. A tymczasem każda walka, nawet ta sprawiedliwa, musi się skończyć. Sam złożyłem wymówienie, a tym samym nie doszło do sytuacji, że zostałem zwolniony. Wygrałem, wygrałem dzięki „Solidarności”.
Czy rozumiecie, co chcę Wam powiedzieć? Odejdźcie, poszukajcie sobie jakiejś pracy, w której nie będziecie mieli okazji krzywdzić ludzi, w której nie będzie pokus związanych z władzą. Nierealne? Może, ale słuszne i sprawiedliwe.

OD REDAKCJI:
Zwróciliśmy się do osób wymienionych w tekście z prośbą o komentarze i informacje.
Od byłego prezesa Sądu Okręgowego w Sz. uzyskaliśmy informację, że w czasie spotkania z kuratorami nie czynił autorowi tekstu zarzutu z faktu udzielenia wywiadu prasie. Sytuacja miała miejsce kilka lat temu. Dotyczyła sytuacji konfliktowej wśród kuratorów. W sprawie było wiele pism i materiałów. Jednakże sędzia zaprzecza zdecydowanie, by czyniła zarzuty z powodu samego udzielenia wywiadu prasie. Ewentualne zastrzeżenia mogły dotyczyć ujawnienie pewnych informacji.
W rozmowie z kuratorem okręgowym K.Cz. dowiedzieliśmy się, że powody przenoszenia kuratora między sądami nie były spowodowane złożeniem skargi ani popieraniem przez autora tekstu innego kandydata na stanowisko kuratora okręgowego. Decyzja o przeniesieniu dotyczyła łącznie czterech kuratorów. Analiza statystyczna ministerstwa nie była kwestionowana przez kuratora okręgowego, jednak nie odzwierciedlała trudnej sytuacji zespołów kuratorskich w chwili podejmowania decyzji. Z przesłanych wyjaśnień wynika, że kierownik zespołu w Sądzie Rejonowym w G. poinformował o trudnej sytuacji kadrowej (z 13 członków zespołu 5 osób było długotrwale nieobecnych) i zwrócił się z prośbą o wsparcie. W związku z powyższym kurator okręgowy po przeanalizowaniu danych statystycznych i ustaleniu, że najlepsza sytuacja pod względem kadrowym oraz obciążeniem sprawami jest w II Zespole Sądu Rejonowego w Sz,. zwrócił się na podstawie art. 34 ust.1 ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o kuratorach sądowych do Prezesa Sądu Okręgowego w Sz. o wzmocnienie zespołu Sądu Rejonowego w G. poprzez przeniesienie dwóch osób z innych sądów. Decyzjami Prezesa Sądu Okręgowego w Sz. z końcem marca 2014 r. dwóch kuratorów zawodowych, w tym A. C. zostało przeniesionych do Sądu Rejonowego w G. Z wyjaśnień wynika, że trudna sytuacja kadrowa zespołu kuratorskiego w Sądzie Rejonowym w G. trwała nieprzerwanie od roku 2013 r. i przed A.C. (był 4 osobą przeniesioną) na takiej samej zasadzie także czasowo przeniesieni zostali kuratorzy Sądu Rejonowego w Sz. oraz Sądu Rejonowego w Sz. Wskazując osoby, które były przenoszone ze względu na szczególne potrzeby sądu, kierowano się art. 34 ust.1 pkt 4 ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o kuratorach sądowych, który mówi o tym, że muszą to być kuratorzy, którzy nie sprawują opieki nad dzieckiem w wieku do lat 14, a nie osoby posiadające samochód. Biorąc pod uwagę, że w tym okresie większość kuratorów miała rodziny i małe dzieci wskazane zostały osoby spełniające te kryteria.
Wymieniona w tekście kierownik zespołu, Pani E.L. zaprzeczyła temu, że zabraniała kuratorowi udziału w Tygodniu Pomocy Ofiarom Przestępstw. Stwierdziła, że nie ma takich kompetencji, a każdy kurator jest wolnym człowiekiem i może sam o tym decydować. Odbieranie dozorów miało charakter wyłącznie organizacyjny. W zakresie szczegółowych informacji dotyczących prowadzonych kontroli odesłała nas do rzecznika prasowego sądu.
Rzecznik dyscyplinarny kuratorów I.M. w przesłanej do redakcji odpowiedzi wyjaśniła, że nie wie, czy jej obowiązkiem jest udzielanie odpowiedzi na postawione przez Redakcję pytania i nie wie, czy jest upoważniona bez zgody prezesa sądu okręgowego i innych przełożonych wypowiadać się w interesujących Redakcję kwestiach. Dostaliśmy też informację, że – jeśli będzie taka potrzeba i decyzja przełożonych – komentarz będzie złożony później – po zapoznaniu się z materiałem, jaki zostanie opublikowany.
Autor tekstu – po wybronieniu się ze wszystkich stawianych mu przez wiele lat zarzutów i wszczynanych postępowań, które zostały umorzone – odszedł ze służby kuratorskiej i rozpoczął pracę jako pracownik naukowy.

Artykuł pochodzi z numeru, który można pobrać klikając w poniższy link:

Pobierz “Nr 8 (25) • Październik 2018”

Gazetasadowa_0025_2018_08.pdf – Pobrano 9610 razy – 6,13 MB